Dlaczego?
Po pierwsze zawsze przygotowuje ją mój mąż. A z feriowych powodów zostałam odcięta od jej dostaw :)
Po drugie - do środy wystarczyło mi w lodówce zapasów z zeszłego tygodnia.
Jestem minimalistką i kiedy jestem głodna szkoda mi czasu na odgrzewanie i jem na zimno.
Mojego męża trafia wtedy szlag więc staram się przy nim hamować.
W ferie nie mam świadków i kotlety na zimno z ketchupem doskonale zdają egzamin.
Ale dzisiaj chciałam coś ciepłego.
Ze względu na tempo przygotowania - nie zdążyłam ulec samostrawieniu - zupa jest idealna.
Uwielbiam jej smak.
No i oczywiście, po trzecie, idealna w okresie spalania tłuszczyku!
Składniki:
opakowanie mrożonego groszku
woda
sól
Wykonanie:
Zupkę robiłam pierwszy raz w życiu - "na czuja". Jem ją przynajmniej raz w tygodniu ale nigdy nie gotowałam sama.
Wydawało mi się, że jest w niej dużo masła, bo ma taki maślany i słodkawy smak. Nic bardziej mylnego.
To zasługa groszku.
Nalałam około 1 litra, może 1,5 wody do garnuszka, posoliłam ( 1 czubatą łyżeczkę).
Zagotowałam, wrzuciłam groszek. Gotowałam około 15 minut. Zblendowałam.
Bardzo wrażliwym radzę przecedzić przez sitko.
I już.
Smacznego!!!
Organizator: Katarzyna
Hahhaah Kasiu pjona. Też lubię "na zimno" ale zupa...no na ciepło musi być :D
OdpowiedzUsuń