Ciasto dostałam do spróbowania w sierpniu na stoisku podczas Festiwalu Folkloru w Zakopanem.
Dostałam karteczkę z adresem Gospodarstwa Agroturystycznego, do którego miałam zadzwonić i żona przemiłego Pana miała mi opowiedzieć jak to przecudowne, aromatyczne, przepyszne ciasto wykonać.
Karteczkę oczywiście zgubiłam... Stąd moja opowieść. Kochani jeśli ktoś wie KTO TO BYŁ?...
Znalazłam TU przepis i przerobiłam na wersję wegańską, chyba bardzo skutecznie!!! :))
Robię dwie wersje: z czekoladą lub z żurawiną. Z proszkiem lub bez. Dzisiaj pierwsza:
Wykonanie:
1 dzień:
zmieszać w litrowym słoiku po 1/2 szklanki cukru, mleka sojowego i mąki pszennej.
Odstawić w ciepłe miejsce na 3-5 dni. Czasami pomieszać potrząsając słoikiem.
Szybkość fermentacji zależy od temperatury otoczenia.
Moja mieszanka dopiero porządnie zapieniła się piątego dnia bo zaczęły się chłody.
trzy kolejne dni - 5,6,7:
dosypać po szklance mleka sojowego, mąki pszennej, cukru
kolejność przetestowałam właściwie obojętna:
5 - mleko sojowe
6 - mąka
7 - cukier
kolejność przetestowałam właściwie obojętna:
5 - mleko sojowe
6 - mąka
7 - cukier
8 dzień:
ciasto pracuje lub odpoczywa - jak kto woli nazwać.
9 dzień -
(odłożyć łyżkę ciasta do słoika jako zaczyn na kolejne pieczenie. Do słoika dodać po 1/2 szklanki mleka sojowego, cukru, mąki. Wymieszać i odstawić. Dzięki temu przygotowanie kolejnego ciasta będzie krótsze o 5 dni.)
Następnie dosypać:
2 szklanki mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżkę cukru waniliowego
1 łyżkę cynamonu
1 łyżkę kakao ( zapomniałam :))
2 kwaśne jabłka obrane i starte na tarce jarzynowej
1/2 szklanki posiekanych nożem orzechów włoskich
2 kwaśne jabłka obrane i starte na tarce jarzynowej
1/2 szklanki posiekanych nożem orzechów włoskich
i co tam chcecie: czekoladę pokrojoną w kostkę, rodzynki,
1/2 szklanki oleju
Wymieszać. Przełożyć do keksówki.
Piekłam prawie godzinę w 180 stopniach osłonięte pergaminem, żeby się nie przypaliło.
1/2 szklanki oleju
Wymieszać. Przełożyć do keksówki.
Piekłam prawie godzinę w 180 stopniach osłonięte pergaminem, żeby się nie przypaliło.
Nie zapomnijcie pomyśleć marzenie!
Pyyycha!!!
Kiedyś "hodowałam" , piekłam i jadłam ciasto szczęścia :D od kogoś dostałam "zakwas" a raczej kawałek surowego ciasta, ale moje robiło się zupełnie inaczej i chyba się nazywało ciasto/chlebek papieski/chlebek szczęścia ;)
OdpowiedzUsuńWszystko fajnie, ale moja rada: zrezygnuj z plastikowych naczyń - będziesz zdrowsza Ty i Twoja rodzina !
OdpowiedzUsuńWszystko fajnie, ale moja rada: zrezygnuj z plastikowych naczyń - będziesz zdrowsza Ty i Twoja rodzina !
OdpowiedzUsuń