niedziela, 5 października 2014
Coś się zmieniło?... Odrdzewiałam!
Nie zdawałam sobie sprawy jak pokrywałam się od środka starym nalotem :)))
Czułam się kilka miesięcy temu jak na tym zdjęciu...
Niby nic się nie zmieniło a jednak.
Trochę mi "lżej"i trochę łatwiej. Czuję się sprawniejsza i pewniejsza siebie. Jednocześnie zyskałam więcej optymizmu, Mogę się szczerze i szeroko uśmiechać. Jestem też inaczej postrzegana.
Najbardziej podoba mi się ocena mężczyzn. Patrzą i widzą, że coś jest "inaczej". Najczęściej wygląda to tak: patrzą, myślą, podsumowują:"o, zmieniła Pani fryzurę!" :)))
Kobiety zwykle oceniają mnie w skali "urlopowej" wymyślając z jak daleka dopiero co wróciłam.
Szczerze? -15 kg. Na razie.
Nie zrobiłam "Pamiętnika z odchudzania".
Może częściowo dlatego, że bałam się, ze zabraknie mi zapału.
Nie chcę się czuć jak Ciocia - Dobra Rada bo jeszcze wszystko przede mną.
Nie mam 20 lat ale jestem przykładem, że da się schudnąć w każdym wieku!
Staram się to jednak robić z głową.
Na zmianę sposobu myślenia nigdy nie jest za późno.
Jak większość osób moje poprzednie próby utraty zbędnych kilogramów opierałam na odmawianiu sobie wszystkiego. Wydawało mi się, że im szybciej waga będzie spadać tym szybciej osiągnę swój cel.
Niestety w piorunującym tempie odzyskiwałam straty.
Działo się to dlatego, że codzienny stres wygrywał u mnie z logiką. Zamiast spalić adrenalinę np. na bieżni - stres i żal obezwładniały mnie. Do tego dochodziło jedzenie w porach zbyt późnych = wieczorne nadrabianie całodziennej głodówki
.
Nie jest łatwo ogarnąć swoje życie kiedy betonowe kłody walą się pod nogi.
Jednak zawsze może być gorzej. A co wtedy bym zrobiła?
Choroba mojej mamy jest nieuleczalna. Mogłam już nauczyć się, że powinna odejść.
Niepewność i ból trwający latami są chwilami nie do wytrzymania...
Zwłaszcza, że los lubi przypominać kto tu rządzi :)
Jednak co nas nie powali to wzmocni!
Ale do rzeczy:
1. Najważniejsze, chociaż na początku niesamowicie trudne było dla mnie RUSZYĆ Z POSAD!
Po trochu ale regularnie, codziennie, jakkolwiek i nieodwołalnie!
Na start najlepiej zrobiła mi zmiana otoczenia. Krótki urlop w Zakopanem gdzie mogłam się rozruszać. Poczuć wiatr we włosach i rosę na trawie! Dosłownie!
Rytm dnia inny niż codzienność.
2. Rezygnacja z produktów najbardziej kalorycznych zawierających cukry proste oraz tłuszcz.
Jakikolwiek czysty cukier: biały, ciemny, miód itp. itd. nie oszukujmy się nie jest nam potrzebny do życia! Jeśli potrzebuję słodyczy mam je w zasięgu ręki: soczyste gruszki, jabłka, śliwki, maliny, winogrona czego dusza zapragnie - nie ograniczam się.
Uważam, że używanie tłuszczu w kuchni jest niepotrzebne. Przeinaczone dla potrzeb handlu wmawianie nam, że omega i nienasycone... W czystym tłuszczu nie ma pierwiastków, które znajdą się w siemieniu, sezamie czy pestkach słonecznika.
Ostatecznie kilka kropli dobrej oliwy lub oleju tłoczonego na zimno.
Tłuszcz jest wystarczający ten, który dostarczam w postaci nasion i orzechów.
3. Pomimo, że od ponad 20 lat jestem wegetarianką, weganką nie odżywiałam się zdrowo chociaż tak uważałam!
Większość jedzenia była pieczona, gotowana, smażona - przetworzona.
Moje jedzenie było pozbawione energii. Nie zawierało enzymów, witamin, minerałów - substancji niezbędnych dla mnie do życia!
Wszystko co się da zjeść na surowo - wolę zjeść na surowo!
Po co mam gotować kalafiora, smażyć pomidory, dusić cukinię, piec jabłka? :)
Mam potrzebę zjedzenia "gotowanego". Wystarczy, że jeden posiłek będzie częściowo gotowany.
To co gotuję staram się, żeby było jak najmniej przetworzone. Używam ciemnego ryżu, kaszy jaglanej, gryczanej, fasoli, soczewicy, ciecierzycy... Gotuję tyle czasu ile jest niezbędne nie dłużej.
4. Nie jem skomplikowanych dań i potraw, staram się nie łączyć białka z węglowodanami.
Jeśli ugotuję ryż to zjem go np. z leczo z warzywami a nie z fasolą. Zupę z ciecierzycy zblenduję ale wypiję samą bez kartofli, kaszy czy ryżu.
Unikam pszenicy i potraw mącznych. Jeśli jem pieczywo to z całych ziaren.
Zdecydowanie wzięłam sobie do serca powiedzenie, że lepiej mieć puste jelita a pełną głowę :)))
Nie wiem co to zgaga, odbijanie, niestrawność...
Moja wątroba mieści się już pod łukiem żebrowym :))) i nie potrzebuje żadnych wspomagaczy.
Stawy mnie nie bolą, ruch nie sprawia bólu a na rowerze czasami prześcigam nastoletniego syna! :)))
Moje przepisy, które będą niezbyt regularnie pojawiały się na blogu będą zdecydowanie chudsze - tak czuję się lepiej.
Jeśli też nie będę odpowiadała długo na pytanie - wybaczcie, jestem daleko od komputera łapię wiatr lub idę po zdrowie!
Gorąco Pozdrawiam!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Super post :) Chociaż ja raczej powinnam przytyć (wg ludzi a nie mnie ;) ) popieram to co piszesz. Niestety zauważyłam że zaczęłam się odżywiać byle jak i teraz próbuję to zmienić :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i trzymam kciuki za następne kilogramy :)
Dziękuję! :)))
OdpowiedzUsuńWszystko super, gratuluję, ale to nie jest przepis, więc niestety nie mogę go zaakceptować :( Pozdrawiam i trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńGratulacje :)
OdpowiedzUsuńMotywujący ten post :)